Archiwum grudzień 2016


Pozytywne myślenie
Autor: donatka_pisze
31 grudnia 2016, 11:22

Kiedy myślę o sobie, że jetem dobra? Kiedy myślę o sobie dobrze? W jakich sytuacjach?

Kiedy karmię zwierzęta - daje im coś dobrego, coś potrzebnego. Lubię ten moment, kiedy podrobione orzechy czy nasypany na miskę słonecznik zimą sikorki czy wróble chętnie przyjmują. Wtedy myślę o sobie, że dałam od siebie coś dobrego, pomagam, jestem dobra.

Kiedy kury z radością wychwytują w dziobki to, co im sypnę jako resztki obiadu czy niedokończone ciasto, wtedy też myślę sobie, jak ja jestem dla nich dobra. Nie musiałam tego robić, ale zrobiłam, bo chciałam. Jetem dobra!

Kiedy przekazuję zwierzętom bioenergię z serca, działam z wyższego poziomu i psiaki wracają do formy. Tak, wtedy też o sobie myślę dobrze, że dałam coś wyjątkowo dobrego. A psiaki życzliwie liżą mnie po rękach albo po buzi. Czują pozytywne wibracje, które do nich płyną. I biorą to z radością. Wiedzą, że im to pomaga. A ja tak dobrze się wtedy sama ze soba czuję! I myśli mam też wtedy "lżejsze".


Bardzo jestem zadowolona z siebie, kiedy nie ulegam pokusie, by komuś ubliżyć, "nagadać" nieprzyjemnie w czasie kłótni. Kiedy pozostaję spokojna, opanowana i z czystym sercem - rozumiem, że ktoś się gniewa, ale nie biorę jego gniewu do serca i nie reaguję tak samo, tylko szukam pozytywnego rozwiązania przykrej sytuacji. Tak, bardzo wtedy sobie gratukuję, że tak potrafię.

Albo kiedy ugotuję coś smacznego i takiego, czego akurat mój organizm potrzebował, by zdrowo funkcjonować. Lub dałam to sobie po prostu jako zaspokojnie mojego pragnienia. Tak, myślę sobie wtedy: "Jestem dla siebie dobra".

To dlaczego dzisiaj tak dobrze o sobie nie myślę? ("Dzisiaj" znaczy "od ponad tygodnia")

Widać ugrzęzłam w jakims węźle karmicznym, albo nie widze dla siebie kolejnych takich możliwości, by sprawdzać swoje przekonanie, że jestem dobra.

Ten "chamski" nastrój w sobie miewam notorycznie w okresie przedświątecznym. Kiedy trzeba na błysk chatę wysprzątać. I zrobić mnóstwo zakupów i sporo rzeczy jest do przygotowania na świąteczny stół. A ja wcale nie mam na to ochoty. Na to, czyli na stres i gonitwę. Spokojnie robię to, co jest do zrobienia. To nic, jeśli nie w każdy kąt zajrzę. GRunt, że mam w sobie świąteczny, radosny nastrój. Ja tak, ale nie moja mama. Od dziecka się wśieka i szaleje, że ma za dużo na głowie i nikt jej nie pomaga. O pomoc nie prosi, a zawsze ze wszystkim zdąża. To po co te nerwy? A mnie to zatruwa. Wszystkiego mi się odechciewa. Łącznie ze sprzątaniem i wspólną kolacją wigilijną. Tak się "najadłam" jej furii na mnie, że sama z dzieckiem jadłam to, co umiałam ugotować. Ziemniaki i rybę. Sałatka z kapusty kiszonej nie wyszła mi. Smutno mi się zrobiło, bo w kuchni u mojej mamy była ofitość posiłków. Nie przyjęłam. Wolałam swoją skromną kolację. A kiedy przyznałąm się synkowi, że przykro mi, że tylko tyle umiałam ugotować (zawsze co roku wszystko robiła mama, jak nakręcona), odrzekł pocieszająco i bardzo mądrze: "Mamo, a ty myślisz, że tam gdzie się urodził Pan Jezus, to mieli inaczej? Myślisz, że tam mieli jakieś bogate jedzenie?"   Byłam mu wdzęczna za te słowa, bo z jednej strony pozwoliło mi to nadal cieszyć się naszą kolacją, a z drugiej połączyc duchem z tamtym czasem historycznym i wczuć się w klimat wędrującej rodziny, dla której w gospodzie miejsca zabrakło... Obok była obitość, a oni mieli ubogi kącik dla siebie. Ale ważne, że ciepły i że mieli siebie i młość w sercu.

Czyżby czyjś gniew skierowany do mnie tak obniżał moje samopoczucie i myśli na mój temat? Najpierw to mama wścieka się na mnie, a potem ja integruję w sobie ten gniewe (wpuszczam w krwiobieg te trujące emocje i przekonania na mój temat) i już sama zaczynam w to wierzyc i tak działać - z zatrutym wnętrzem, czyli też marudzę, ciskam sie na syna o byle co, brak życzliwego tonu w głosie, wkurzam się, że mało zarabiam itd.?

No dobrze, załóżmy, że pozwoliłam się zatruc negatywnymi oparami w moim mieszkaniu. Co mam dalej z tym zrobić? Jak się od tego uwolnić? Bo to ewidentnie nie moje, a przeżywam jakby było ode mnie (a wpływa na gorsze samopoczucie i wywołuje kryzys poczucia własnej wartości).

Rozwiązanie się pojawi. I wtedy o tym napiszę.

Znowu coś nie tak!
Autor: donatka_pisze | Kategorie: O mamie 
Tagi: dom   córka  
29 grudnia 2016, 12:00

 

Kiedyś takie gorzkie chwile spędzane z moja mamą pod jednym dachem będą tylko wpomnieniem.

Kiedyś poczuję ulgę.

A dzisiaj?

Głęboka niechęć do kontaktu.

Ciągłe napomnienia, ataki z furią, że nie posprzątałam, że drzwi zostawiłam otwarte i nawiało zimna... Milczenie z obu stron przez cały dzień. Kontakt tylko na parę chwil, by na mnie nakrzyczeć. I pójść każda w swoją stronę. Trudna relacja dziecko-matka, zwłaszcza, kiedy to dziecko jest już absolutnie, pod każdym względem dorosłą osobą. Matka jednak zdaje się tego nie zauważać.

Ledwie to napisałam na swoim blogu, otrzymałam wyjaśnienie i pomoc w radzeniu sobie z tą sytuacją na Facebooku poprzez artykuł Jarka Kefira.Pozwolę sobie zacytować to, co on napisał na swoim blogu:

Oto sposób, jak stworzyć wokół siebie barierę ochronną – tzw. „lustro”. Ma to zastosowanie szczególnie w przypadku, gdy nie jest możliwe natychmiastowe i radykalne odcięcie się od fizycznego przebywania z napatnikiem (osobą, która cię energetycznie atakuje - mój dopisek).

Otóż: wyobrażasz sobie, że całego Ciebie otacza biała kula – szlachetnej, mądrej, czystej energii. W myślach sobie powtarzasz kilka razy słowa: „dobro”, „piękno”, „błogość”, „czystość”, „niewinność”. Są to tzw afirmacje.

Później, także w myślach, wypowiadasz krótkie zdanie: „Ja, (tu Twoje imię i nazwisko) odcinam się od negatywnej energii i negatywnych emocji (tu imię i nazwisko napastnika) i przesyłam mu energię czystej, bezwarunkowej miłości i światłości„.

Uwaga! Powtórzenie pod koniec tego, co podkreśliłem: „i przesyłam mu energię czystej, bezwarunkowej miłości i światłości” jest bardzo ważne zarówno dla Ciebie jak i napastnika. Gdyż w ten sposób powodujesz rozproszenie negatywnej energii, napastnik dostaje tylko niewielką jej część z powrotem, i chronisz siebie przed ewentualnym powrotem złego losu – czy też złej karmy.

Ważne jest też, aby powyższy zabieg nie miał intencji szkodzenia napastnikowi, aby w jego stronę nie generować negatywnych emocji / energii, gdyż ona kiedyś wróci do Ciebie, i wtedy oberwiesz Ty.


Bardzo mi to pomogło! O to własnie chodziło - o stworzenie wokół siebie pozytywnego pola, emanować miłością, bo to tego uczucia zabrakło między mną a mamą. Mojej relacji z nią to nie zmieniło, zato mnie pomogło poczuć się dobrze, ciepło i bezpiecznie.I... moja mama stała się cieplejsza, w głosie nie słychać już tej agresji, co przedtem! Zadziałało!


Wspólne pisanie-ja i czytelnik
Autor: donatka_pisze | Kategorie: Tworzymy razem 
29 grudnia 2016, 11:16

Witam na moim blogu.

Ciekawe kogo witam, skoro nie widzę żadnych wpisów od moich potencjalnych czytelników?

Lubię pisać i robię to głównie dla siebie. Będzie mi jednak miło, kiedy się dowiem, że ktoś jeszcze "tu" jest oprócz mnie... i może zechciałby współtworzyć ze mną teksty? Widzę to tak - ja piszę fragment historyjki, ktoś podpowiada, jak on by widział dalszy ciąg, a ja to opisuję. To może być całkiem fajna zabawa! 

Teksty do wpólnego rozwijania będą w kategorii "Tworzymy razem".

Pozdrowienia

Donatka_pisze


Kwadryl - bez początku i końca
Autor: donatka_pisze | Kategorie: Tworzymy razem 
28 grudnia 2016, 12:28

(...)

    Rozbawiło ją, że tak "słodko" wyrżnął. Syczał jak nadepnięty wąż (Klaudii tak się skojarzyło). Nie miała zamiaru go głaskać, jak mamusia dziecko... ale coś ją pchnęło w stronę Kwadryla, otrzepującego się z ziemi szybkimi ruchami. Zupełnie jakby w ten sposób chciał pozbyć się "dowodu swojej niezdarności".

Klaudia odszukała w kieszeni w spodniach swoją komórkę. Włączyła latarkę.

-Jesteś cały poharowany! - wykrzyknęła, ale niezbyt głośno ze względu na późną porę, żeby nie zakłócać ciszy sąsiadom. I nie zdradzać się, że właśnie z chłopakiem maszeruje przez zarośla.

-No, wiem. Piecze. Kwadryl nie myślał użalać się nad sobą. Chciał tylko bezpiecznie zaprowadzić dziewczynę do domu. Owszem, przyszło mu do głowy, żeby skorzystać z okazji i z jego zadrapań zrobić "męski haczyk" na Klaudię... może Klaudia dałaby się na to nabrać i...? Tak, dała się. Wzięły w niej górę naturalne kobiece odruchy – jak boli, trzeba podmuchać. Albo pocałować. Klaudia jedną ręką przyświecała sobie latarką z komórki, a drugą najpierw głaskała, a potem delikatnie muskała ustami. Zadrapań było wiele, w różnych miejscach na odsłoniętych nogach, rękach... i jedna, szczególnie bolesna na policzku. Kiedy Klaudia do niej dotarła swoimi ciepłymi ustami, Kwadyl nie wytrzymał rosnącego w nim napięcia.

Pieszczoty Kladuii obudziły w nim ogiera. Nie potrzebował lepszej zachęty, żeby przyciągnąć ją do siebie i mocno przytulić. A potem ujmując jej podbródek w swoje obie dłonie, długo pocałować.

W pierwszym momencie nie docierało do Klaudii, co Kwadryl właśnie zrobił. Była jeszcze w transie uśmierzania jego bólu. Kiedy wreszcie się "obudziła", odepchnęła się od chłopaka zbyt śmiało sobie poczynającego, jak na jej siedemnastoletni gust. Sztuka jej się udała, gdyż ręce miała swobodne. Nie objęła nimi Kwadryla. Robiąc krok w tył, wyjąkała tylko:

-Jak to tak! Przecież... Wstydziła się całego zajścia i chciała jak najszybciej uciec do domu.

-Nie rozumiesz? - Kwadryl roześmiał się cicho. Rozgrzałaś mnie!

-To... to... cześć! Ja już muszę lecieć. Dalej pójdę sama. Odwróciła się na pięcie i szybko się wyniosła. Byle dalej od tego rabusia niewieścich serc!

    Ręce dygotały jej, kiedy Klaudia otwierała drzwi do mieszkania rodziców.

   Długo nie mogła zasnąć. Nawet poduszkę z wizerunkiem Kwadryla trzymała na bezpieczną odległość od siebie.

-No nie! - uderzyła pięścią w kołdrę (tak, żeby nie zabolało). Nie wierzę! Pocałował mnie... pocałował...

   Klaudia z jedenj strony była zadowolona z intymności jakiej właśnie doświadczyła, z drugiej jednak piekliło ją, że w tak paskudnych okolicznościach. Ona nie znosi krzaków ani podrywania jej bez jej zgody! Poza tym, nie była jeszcze gotowa na taki związek z Kwadrylem. Kiedyś będzie. Na pewno. Miała niezachwianą wiarę w to, że mogłaby być jego dziewczyną... kiedyś. Kiedy poprosi ją, żeby byli razem. Teraz nawet nie była jego dziewczyną!


   Kwadryl mając 20 lat nie spotkał aż tak wiele dziewczyn w swoim dotychczasowym życiu. W naturalny sposób jednak dążył do tego, by je poznawać tak bardzo, jak tylko na to dziewczyny mu pozwalały.

  Kiedy Klaudia tak nagle odeszła, nie dając mu nawet szansy się z nią pożegnać, powlókł się powoli w stronę swojego bloku.

Nie zauważył, jak zmierzała w jego stronę chodnikiem po którym i on szedł wysoka brunetka w mini spódniczce. Zetknęli się ramionami, bo żadne nie patrzyło przed siebie. Oboje mieli spuszczone głowy, jakby to w chodniku zapisany był dalszy ciąg ich życia.

-Przepraszam najmocniej!- rzekła od niechcenia dziewczyna. Kwadryl poznał ten głos. TEJ dziewczyny nie mógł minąć obojętnie.

   Byli razem, kiedy skończył 18 lat. Przez ponad pół roku codziennie się widywali, rozkoszowali różnymi trunkami na rachunek jej taty (komendanta policji) i własnymi igraszkami pod kołdrą. Wszyscy znajomi myśleli, że to ich zaprowadzi przed ołtarz. A oni wiedzieli oboje, że to tylko zabawa. Nic specjalnego ich nie łączło. Ale bawili się tak długo, aż Natalia nie wyjechała za granicę na półroczną wymianę studentów. Tak naprawdę się nie rozstali. Ale skoro jej nie było... Prawie o niej zapomniał.

-Nati! - zatrzymał oddalającą się, ewidentnie przygnębioną dziewczynę. - Kiedy wróciłaś? Jak było? Opowiadaj!

Jego ożwienie wcale nie udzieliło się dziewczynie.

-To ty, Kwadryl? Sorry, nie mam dzis nastroju na spotkania...

   Już miała sobie pójść dalej, kiedy Kwadryl wziął ją za rękę. Nie miał pojęcia, jaki jest jej status teraz, ale wiedział, że nie pozwoli jej tak po prostu odejść.

-No coś ty! Kto da ci lepsze wsparcie w gorszych chwilach niż najlepszy przyjaciel? Napijmy sie razem drinka!

 Mieszkali w tym samym bloku, w sąsiednich klatkach. Kwadryl nie spieszył się do siebie. Przywykł do późnego kładzenia się spać. Za to chętnie odprowadził Natalię wprost do jej pokoju.

   Natalia odzyskiwała po mału swój dawny animusz. Tak naprawdę to właśnie tego jej trzeba było – namiastki chłopaka. Kogoś, kto by ją prztulił, porozmawiał z nią i... liczyła, że Kwadryl nie zapomniał, jak im razem dobrze było i że ona ma wciąż u niego szansę. Pragnęła tym razem głębszego związku, niekoniecznie z tym chłopakiem. Była jednak gotowa przyjąć wszystko, co Kwadryl jej da.


   Dał jej to, czego sam potrzebował.

-Nati, nic się nie zmieniłaś. Wciąż gorąca jak lawa. Kwadryl przylgnął na chwilę spoconym ciałem do już na wpół ubranej Natalii.

-Tak, to prawda. Nie zmieniłam się- odparła Natalia. Wyślizgnęła się z jego objęć, żeby założyć sukienkę. -Ty za to tak. Już nie jesteś tak napalony... na mnie.

Zauważyła jego skaleczenia czy może usłyszała jego skrywane do tej pory myśli? Wolał sie upewnić. Lubił jasne sytuacje.

-Co konkretnie masz na myśli? Minęło sporo czasu odkąd się widzieliśmy...

Natalia podała im kolejnego schłodzonego lodem drinka – żubrówka połączona z sokiem pomarańczowym z dodatkiem likieru wiśniowego. Z lekkim ociąganiem odpowiedziała Kwadrylowi.

-Nie chodzi o to, ile czasu upłynęło. Chodzi o to, że... czuję, że masz kogoś. Wyglądasz czasami, jakbyś śnił na jawie. Nie widziałam cię nigdy tak zamyślonego jak dzisiaj.

-To fakt. Masz rację. - Kwadrylowi było teraz głupio mówić Nati o jego nowej znajomości. O tym, że dopiero co odprowadził pod dom dziewczynę, która ujęła go w końcu swoją determinacją w zdobywaniu go i tymi delikatnymi całuskami dzisiaj. Sam nie wiedział jeszcze co do niej czuje. Ale na pewno było to coś więcej niż tylko zwykła przyjaźń.

-Nie szkodzi. Mnie w każdym bądź razie nie! - zaśmiała się trochę zbyt głośno, czym zdradziła swoje emocje. Wolałaby usłyszeć jednak coś w rodzaju "tęskniłem za tobą", a nie wyznanie, że zakochał się w innej.

-Jaka ona jest?

-Kto? Kwadryl nie nadążał za jej tokiem myślenia.

-Twoja nowa miłość, jaka ona jest?

-Ach.... nie! To nie tak. Nie kocham Klaudii... jeszcze. Po prostu uważam, że to fajna dziewczyna. Spotkaliśmy się parę razy. Lubię z nią pogadać, może poflirtować, ale bez zbytniego angażowania się. Wiesz, ona nie jest w moim typie.

Natalii musiało to wystarczyć. Nie powiedział wprawdzie, że za to do niej czuje coś wyjątkowego, ale też dawało to nadzieję, że będą nadal mogli się w t e n sposób spotykać u niej wieczorami. Jak dawniej.

   I spotykali się. Każdego niemal wieczoru. Kwadryl dzwonił najpierw do Klaudii. Chciał wiedzieć, co u niej słychać. Ilekroć nie odpowiadała, Kwadryl umawiał się z Natalią. Wyglądało na to, że Klaudia to dla niego przeszłość. Dziewczyna najwyraźniej odcinała się od niego za ten pocałunek.

-No trudno, Klaudia. Chciałem dla nas dobrze. Może jeszcze kiedyś się spotkamy - Kwadryl w myślach wyraził taką nadzieję, popijając kolejnego drinka w towarzytwie o wiele bardziej chętnej dziewczyny...

(...)